czwartek, 9 grudnia 2010

Castaway Beach

No i przez to wczorajsze taplanie mamy dzisiaj chorego Szymonka. Obudził się z temperaturą, biedny mały bączek. Ale z leżenia w domu nici. Pogoda przecudna. Już dawno nie było takiego słońca. A do tego umówiliśmy się z naszymi znajomymi Leszkiem i Aliną z Brisbane, którzy spędzają urlop wraz z rodziną w Castaway Beach koło Noosa. Szymcio dostał coś na gorączkę (poza gorączka nic mu za bardzo nie jest) i poturlaliśmy się jeepkiem parę kilometrów wzdłuż wybrzeża do Castaway Beach. Ale tu mają plaże!!! To już otwarty ocean, fale duże, prąd silny, na meduzy trzeba uważać, ale jest tu naprawdę przepięknie. Chłopczyki przeszczęśliwe bo znów można pobawić się na plaży, ciotki i wujki co rusz jakąś nową zabawę wymyślali. Szymcio to nawet zapomniał ze jest chory, tak się świetnie bawił z ciocią Aliną robiąc latawiec z sarongu.




Co za tłok na plaży. No ludz na ludziu, i nie ma gdzie ręcznika położyć!!! :-))
Na prawo pustka po horyzont, na lewo daleko daleko jakiś facet łowi robale (!!!!! zaraz wam opisze o co chodzi) i też pustka po horyzont, ja wychodzę z wody a w koło "tłok" straszliwy.
A teraz o robalach. Nawet sobie nie zdajemy sprawy co tam pod tym piaskiem plaży mieszka. Dopiero Alina wyjaśniła nam co robił facet na plaży. Okazało się że łapie wielkie robale! Szurał po piasku siecią w której miał zdechłą rybę. Te robale znęcone padlinką wychylają się z piasku, a wtedy facet szybko wyciąga nawet metrowej długości monstra. Brrr! Nie odważyłam się podejść i popatrzeć z bliska bo pewnie już bym się tak tą plażą nie zachwycała jak bym widziała co tu pod naszymi stopami mieszka. A te robale sa bardzo cenione jako przynęta na ryby (uf! dobrze że sie tego nie jada)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz