niedziela, 31 października 2010

O!

Coś mi do biura przylazło!!!
Podaje nasz adres (jak by komuś się chciało coś nam wysłać):
Agnieszka, Adam Wyspianscy
40 Belleden Pl
Cooroy QLD 4563
Australia

Pierdolety i cuda na kiju.




Dzisiaj wybraliśmy się do Eumandi - chyba jeszcze mniejszej mieściny niż nasze Cooroy, ale słynnej z "Eumandi Market" - targowiska różności. I chociaż okazało sie że market jest w soboty wiec przegapiliśmy, to i tak były jakieś staragany z różnościami. Cuda na kiju, mydło i powidło, pierdolety i łaszki-fatałaszki. Czego tam nie było. Chłopczyki zachwyceni "metaloplastyką ogrodową". Mamy nadzieję że w nastepną sobotę zajedziemy juz na właściwy market. To dopiero jest misz masz. Artyści i "artyści", kramiki ze wszystkim, pamiatki, pierdułki, paciorki i wiele wiele innych. Niesamowity klimacik, niesamowici ludzie Misz- masz.

sobota, 30 października 2010

Wielka fala



Dzisiaj Noosa szykuje sie do wielkich zawodów triatlonowych. Wiele ulic jest już pozamykanych, dojazd do plaży utrudniony, wybraliśmy się więc do sąsiedniej miejscowości. Jednak Sunshine Beach to juz otwarty ocean, nie to co nasza cicha i spokojna zatoczka w Noosa. Fale całkiem całkiem - z nóg ścinało i majtki ściagało. I Szymonka chciało porwać :-)

Mniam , mniam


Jadąc z plaży zatrzymaliśmy się na Farmers Market - lokalni farmerzy i chodowcy sprzedawali swoje wyroby. Były więc owoce, warzywa, pieczywo, mięso wszelakie i cała masa najróżniejszych wyrobów. Wszystkie produkty BIO, z ekologicznych upraw i chodowli. A do tego pyszne jedzonko na miejscu. Wcinamy pizze - pyszna. A po plaży jesteśmy bardzo głodni.

4WD + BEER = ?


Oto coś dla miłośników motoryzacji (zwłaszcza 4WD) i piwa. To chyba jest możliwe tylko w Australii : Bottle shop drive - kupujesz piwo nie wychodzac z auta!!!!! Oczywiście w ilościah hurtowych. Australia ;-)

Jedziemy!




To z wczorajszego dnia. Internet się zbiesił i nic nie dałam rady wczoraj opublikować na blogu. Dziś nadrabiam. Pare zdjeć " z drogi". Jedziemy na plaże. Foto 1 to nasze miasteczko, ścisłe centrum (he he) troche jak z filmu. Ale jest wszystko co trzeba: jeden hipermarket, dobry mięsny i pare warzywniaków. Foto 2 to droga Cooroy - Noosa. Po lewej busz po prawej krowy. Foto 3 to Noosa - jedziemy w strone oceanu. Foto 4 - Tewantin, troche wieksza miejscowość po drodze do Noosa.

czwartek, 28 października 2010

Uwaga!! Miśki na drodze

Fajne znaki drogowe tu mają. Uwaga miski koala, kangury, dzikie konie. Tą fotke ściągnełam z netu, ale bede musiała porobić pare fotek na naszych drogach.

środa, 27 października 2010

Piekiełko

Na Hell's Gates czyli spacerkiem do piekła.



Piekła to tu dziś nie było. Morze spokojne więc w "piekiełku" - wąskiej skalnej zatoczce spokój. Normalnie jest tu niezły kipisz ( z tąd nazwa ). Temperatury też jeszcze nie piekielne. Daliśmy rade dopchać wózki na Hell i zpowrotem do plaży i nie ugotowalismy sie.

another perfect day in the paradise...




Jeszcze pare zdjęć z wczorajszego dnia. Oczywiście "baba przy garach".

A to już o dzisiejszym dniu.
Znów słońce i znów plaża i znów piasek w zębach. He he! Dziś było troche aktywności. Nie samo leżenie na piasku. Pospacerowaliśmy z chłopakami szlakiem wzdłuż wybrzeża, po Parku Narodowym Noosa. To znaczy my spacerowalismy, oni jechali w wózkach. Upałów jeszcze nie ma to dalismy radę. Ale już za miesiąc taki spacer w słońcu i z wózkami do pchania chyba nie bedzie możliwy. Są niestety minusy :-( coś nam się autko psuje. Chyba jutro posiedzimy w domu bo trzeba bedzie oddać jeepka do mechaników.

wtorek, 26 października 2010

Płyń, płyń łódeczko...

 Dzisiaj wybralismy sie "na wodę". To w końcu mekka wędkarzy, motorowodniaków i żeglarzy. Tu wszyscy na czymś pływają i coś łapią. A więc łódz na wodę, wędka w łapke! Wyporzyczyliśmy mała łódz BBQ - czyli łódke do imprez - od dwa pływaczki, silniczek a na pokładzie stolik, siedzonka no i GRIL!!!! Zabraliśmy ze soba jedzonko, do kompletu do łodzi dali nam wędke i przynęte i popłyneliśmy Noosa River. Najpierw troche zwiedzania. Opłyneliśmy drogie dzielnice nad kanałami gdzie każdy dom ma własna przystań (i często super motorówe). Pare było do kupienia - od pare milionów AUD. Potem zaparkowaliśmy naszą łódkę w cichej zatoczce koło ujścia rzeki i zaczeła sie zabawa. A więc był BBQ i łowienie ryb (były trzy ryby - wypuściliśmy). Chłopczykom bardzo sie podobało - i łódka i ryby. Koniecznie trzeba to powtórzyć. Ale nastepnym razem bierzemy dwie wędki i łapiemy coś na obiad. Na plaży też byliśmy (to już się chyba dla was staje nudne ;-) )

 Fajna łódeczka - na 6 osób. Z grilem!

poniedziałek, 25 października 2010

Jest i plac zabaw!




Mamy w Cooroy plac zabaw! Dzisiaj wypatrzyliśmy w drodze do sklepu. Jest też tor dla BMXów i skate park! A Cooroy to mała wiocha. Plac zabaw fajny, chłopczykom sie podobał. Dziś pogoda ciężka, burzowa, straszą sztormem. Nad morze się nie wybieraliśmy bo Adaśko do południa załatwiał sprawy w mieście a ja siedziałam z chłopczykami w domciu. Z planu posłania ich do przedszkola niestety nici - koszta straszliwe. Jeden dzień!!! dla jednego dziecka to koszt 60 AUD czyli około 150zł!!!!! Czyli dwa dni w tutejszym przedszkolu kosztowały by mnie tyle co cały miesiąć w przedszkolu w Polsce!!!! A i to jeszcze bez jedzenia i picia - trzeba wszystko samemu przgotować i przynieść!!!!! Oj zostaje mi się męczyć z potworkami.

niedziela, 24 października 2010

A tego to wszyscy zanją (troche kiepska jakość zdjęcia ale wysoko siedział)

A my znów na plaży. Pogoda cudna. Dzis niedziela więc na plaży dzikie tłumy, aż strach pomyśleć co będzie w szczycie sezonu turystycznego.


Żeby nie było tak miło.....

To opowiem troszke o robalach!!!! Australia cudna i piekna ale potwory tu mieszkają straszliwe. Są oczywiście komary - siedze teraz w moim "biurze pod palmą" wię żrą mnie strasznie. Ale to "pikuś". Przed momentem wylądował mi na monitorze wielki kokrocz (karaluch) - fu paskudztwo! Ale to też pikuś bo koło kosza na śmieci to dopiero był "big kokrocz"!!! W aucie mieszkał pająk - taki włochaty, mniejszy od ptasznika ale sporych rozmiarów. Chociaż nie boje się pająków to jakoś nie ucieszyłam się jak to to wylazło z auta. Bryy! A wiemy że jeszcze jeden mieszka pod tapicerką sufitu. Ostatnio w czasie jazdy wyjzał na chwile na przednią szybe ale szybko schował się z powrotem, no i gdzieś tam siedzi i z nami podróżuje. Ponoć jest niegroźny, tyle że dość duży i włochaty. AAAAAAAA!!!!!! właśnie coś przebiegło mi po stopie!!!!!!!!!!!!!!!!!! Poświeciłam latarką ale nic nie widze, BRRRRRRRR!!!! nogi na krzesło. A! i ostatnio znalazłam takiego dziwnego robala troche jak ślimak bezskorupny a troche jak pijawka. Nie wiem co to było - nie miało wprawdzie przyssawki tak jak pijawka ale i nie miało rogów jak slimak - taki pełzający wałeczek. Szukałam na necie ale nie znalazłam. Dobra, starczy o potworach. Jest też pare fajnych stworków. Oto kto mi "wskoczył" do biura:



Fajna kumka! Grzecznie siedziała, zdjęć sobie pozwoliła narobić.

sobota, 23 października 2010

Babu babu, hlapu hlapu - czyli co się robi na plaży.

Piękny dzień dzisiaj. Już zaczyna być goraco. Ale woda jeszcze chłodna, tylko amatorzy "łapania dobrej fali" włażą do wody. Cała reszta plażowiczów raczej tapla się na płyciźnie. My też się taplamy. I budujemy baby z piasku, szukamy muszelek, kopiemy dziury i robimy cała mase plażowych activities. Chłopaki zadowolone mają zajęcie. Mamusia zadowolona bo ma swięty spokój.



piątek, 22 października 2010

Znów zielone.



Zielone, dużo zielonego. Tu wszystko rosnie i kwitnie. To co w Polsce jest małą roslinką w doniczce tu okazuje się być wielkim drzewem. A piękne ( i drogie) kwiaty jakie kupujemy w kwiaciarniach to poprostu zwykłe chwaściki co to po rowach rosną. Dzisiaj poprawa pogody. W końcu wyszło słoneczko i zrobiło się cieplej. Pojechaliśmy na wycieczkę do Brisbane - stolicy stanu Queensland. Adaśko miał do zrobienia zakupy w sklepie zaopatrzenia złotników. Spotkaliśmy się też z naszymi znajomymi w Polish Club ( Domu Polskim) - co dwa tygodnie w piątek można tu kupić polskie specjały. Jest więc chleb, wędliny, pączki i makowce, kiszone ogórki, PrincePolo i Krówki. Nam nie tak tęskno do tych rarytasów, wolimy krewetki i jagnięcine, ale chleba i wędlin troche nakupiliśmy. O ile tutejsze wędliny są ok, tak watowatego chleba nie da się jeść. No i na pierogach byliśmy ;-) Ruskie w Australii. Ha ha ha.

czwartek, 21 października 2010

Moje biuro pod palmą

Internet działa tylko na dworze i w dodatku tylko na rogu domu jest jakikolwiek zasięg. Mam wiec biuro pod palmą, wokół noc ciemna, deszcz stuka o liście bananowca, żaby i cykady starają się przekrzyczeć, dookoła ciemno strasznie, coś tam szura w buszu tuż tuż..... Fajny klimacik. A do tego wszelkie robactwo leci mi do światła monitora i albo próbuje mnie zjeść albo wpada mi do herbaty.

Plażujemy!!!!!




Tu w zasadzie jeszcze wiosna, woda zimna ale jesli słoneczko swieci to miło na plaży posiedzieć. Dla człopczyków super zabawa :-)) Wystawiamy swoje białe szyneczki do słoneczka (posmarowani oczywiście filtrem 30!)