wtorek, 30 listopada 2010

Botanic garden


Parę kilometrów od naszego miasteczka, nad brzegiem jeziora Macdonald jest mały ogród botaniczny. Wybraliśmy się tam dzisiaj, zaraz po odebraniu potworków z przedszkola. Ogród niewielki, daleko mu do Royal Botanic Gardens w Sydney, ale jak dla nas super, a i chłopczykom się podobało. Wpadliśmy tylko na chwilkę, zobaczyć czy warto tu wybrać się na dłużej. W jakiś dzień bez przedszkola, jak pogoda nie będzie za bardzo plażowa podjadę tu z chłopczykami. Są palmy wszelakie, cudaczne ananasy, kwitnąca magnolia grandiflora i cała masa innych pięknych roślin.


A to zielone kumkało nam pod oknem sypialni. KUM KUM KUM (bardzo głośno)

Mistrz przy pracy z potworem w tle

Adaśko dzielnie walczy w garażo-pracowni. Już jest prawie gotowy pierwszy komplet zupełnie nowej kolekcji. Będzie co pokazać na targach w Gdańsku. Są perły, opale, i taki zupełnie nowy kamyk - taka ciemnogranatowa wersja róży pustyni. Bardzo ładnie pasuje do tytanu.


No niestety w garażu mieszka też to! Red back - niebezpieczny, jadowity. Tego znalazłam zasuszonego. Żywego jeszcze nie widziałam ale ponoć jest tu sporo. Nie dziwota, te pająki lubią "klamociarnię", czyli jak masz graty na podwórku to masz też pająki. A nasi gospodarze maja właśnie taką klamociarnię koło garażu. Lepiej więc łapek tam nie wkładać.

poniedziałek, 29 listopada 2010


Potworki w przedszkolu! Dzisiaj w końcu już w pełnym wymiarze godzin, od 9:00 do 15:00! Uff! Ale cudownie. W końcu w ciszy i spokoju mogę zabrać się za swoją pracę. Dostałam od naszego znajomego artysty z Brisbane wielką rolę linoleum. Będę robić grafikę!!! Brzmi dumnie, ale na razie popełnię jakiś słodki kiczyk. Po pierwsze tak dawno nic nie rysowałam że zapomniałam jak się ołówek w reku trzyma, po drugie w tym "kiczowatym" otoczeniu palm i papug nie ma mowy o robieniu czegoś poważnego. Będą więc papużki! Ale miło po takiej długiej przerwie znów zabrać się za grafikowanie.
W przedszkolu pełen sukces - chłopczyki byli bardzo grzeczni, panie nie miały z nimi żadnych problemów. Ślicznie się bawili.  Szymcio tylko raz zapytał się o mamusię ( o ile panie dobrze zrozumiały) ale obyło się bez płaczu. Spać oczywiście w przedszkolu nie poszli, wszystkie dzieci chrapały po lanczu a potworki dostały pudełko klocków i układali je sobie razem z panią na tarasie. Ostatnim razem, w piątek był z powodu spania niezły problem. Panie chciały ich położyć, oni nie chcieli no i był płacz. Trzeba było wytłumaczyć że chłopczyki już w dzień nie śpią (no, w aucie jak wracamy z plaży, czasami) i nie ma ich co do spania przymuszać bo będzie wycie. No więc spania nie było. I wszyscy zadowoleni.

niedziela, 28 listopada 2010

Na plażę!


Jest niedziela, więc na plażę! Pogoda ciągle nieciekawa. Aż dziwne żeby o tej porze nie było upałów. Jest dość ciepło, ale niebo pochmurne i codziennie pada. Głównie u nas w Cooroy w głębi lądu. Na wybrzeżu wiatr od oceanu rozwiewa chmury i jest tu trochę słońca. Tak, tak, ale jak już się zaczną upały to będziemy wzdychać do takiej pogody jak teraz. Ale jak popatrzę na zdjęcia z Polski - nasz domek w Boleslawicach w śniegu (dzięki Tatiano) to chyba jednak wole się tu trochę zgrzać i spocić niż tam marznąc.

Jeszcze trochę o torciku


Znajomy przysłał nam fotki z imprezy i dnia nastepnego. Torcik był przepyszny :-))

sobota, 27 listopada 2010

Party time!


Oj, ale była impreza! Towarzystwo międzynarodowe: niemiecko-austryjacko-węgiersko-tajlandzko-polskie. A tak w zasadzie to wszyscy byli australijczykami ( poza mną, bo ja turysta jestem ha ha). Był oczywiście grill, doskonały tort i mnóstwo szampana :-)))



W Cooroy pochmurno i kropi deszcz, a na wybrzeżu nawet trochę słońca. Potworki stęsknione plażowych zabaw poryły dzisiaj trochę w piasku i potaplały się w wodzie. A w drodze powrotnej z plaży pooglądaliśmy jak pięknie przystrojone jest nasze miasteczko na święta - wszędzie lampki, mikołajki i bombki ( na palmach ha ha ha)

czwartek, 25 listopada 2010

Nudny czwartek

Czwartek jest dniem bez przedszkola. Tak mamy ustalone z Social Securtity, dofinansowują nam tylko cztery dni w tygodniu na przedszkole. No i czwartek wypadł. Potwory znów nudziły się w domu, pogoda znów w kratkę - pada, świeci, pada, świeci. Od nudny dzień pod palmą. Zabrałam ich na zakupy do Cooroy - też mi atrakcja, pojeździć wózkiem po supermarkecie, ale oni to uwielbiają. Niestety w sklepie zachowują się skandalicznie. A Australijczycy patrzą się na mnie z politowaniem jak pcham ten wózek z dwiema wrzeszczącymi małpami. Nawet przylać im po tyłkach dla zasady nie mogę bo to tutaj zabronione. Zostają mi więc tylko groźby słowne ;-) Powoli szykujemy się do jutrzejszej wielkiej imprezy. Adaskowe urodzinki - trochę ludzi będzie, i tu z okolic i z Brisbane. Właśnie położyłam potwory spać i mogłam zabrać się za pieczenie biscotti. Tu słówko do Tatiany - spróbuj wersji z nutellą! Nie miałam kakao więc dodałam trzy kopiaste łyżki nutelli - pychota. Dla niewtajemniczonych - będe musiała koniecznie zamieścić przepis na biscotti na blogu. Ciastka są genialne. Jutro odstawiam potworki do przedszkola i biorę się za szykowanie mięs. Grill będzie (australijski sport narodowy) oczywiscie! , różnych mięs i morskich stworów się rzuci na blachę. Do tego zrobię pieczone słodkie ziemniaki z dynia i cukinią. Nasi gospodarze szykują kartofelsalade ;-), znajomy Węgier robi torta i tak wspólnymi siłami jakoś to wszystko naszykujemy. A potem zjemy!!

środa, 24 listopada 2010

płyń, płyń łódeczko ma...


No to będzie zabawa! Mamy piękny (używany) kajak. Dookoła cały system jezior, rzek i kanałów - jest tu gdzie powiosłować. Może uda się jeszcze kupić parę pułapek na kraby to i przy okazji obiadek się złapie. Chłopczyki zachwycone łódeczką, wiosłowali przez cały dzień po trawniku. W przedszkolu nie byli bo Adaśko pojechał do Brisbane, a my bez autka to z tego cudnego zadupia się nie wyrwiemy. Siedzieliśmy wiec w domu bo pogoda znów w kratkę (pada, świeci, pada, świeci). Mały spacerek po okolicy udało się tylko zrobić, a i tak musieliśmy się przed deszczem pod wielkiego fikusa schować. Kajaczkiem będziemy pływać jak chłopczyki będą w przedszkolu, ale spróbujemy ich jakiegoś ładnego i bezwietrznego dnia zabrać - w kapoczkach oczywiście. Kajak jest naprawdę spory, i nie ma problemu się w czwórkę pomieścić. Jedyny problem czy potworki wysiedzą w miarę spokojnie bo jak będą skakać i się wiercić to raczej z nami nie popływają.

wtorek, 23 listopada 2010

Piekolaki & bananowce

Potwory oswajają się z przedszkolem. Dzisiaj zostali trochę sami, wymknęłam się cichcem na godzinkę. Było dobrze - bez płaczu za mamusią i paniki. Grzecznie przeszli razem z reszta dzieci z placu zabaw do sali, umyli rączki, zjedli przekąske. Bardzo ładnie bawili się przez ten czas jak mnie nie było. No oby tak dalej. Od poniedziałku zostają już w pełnym  wymiarze godzin, czyli od dziewiątej do piętnastej - co ja zrobię z taka iloscią wolnego czasu????



A na obiad eksperymentowałam. Zawsze chciałam zrobić rybę duszona w liściach bananowca - w Polsce raczej niewykonalne bo nie ma ogólniedostepnych bananowców. Tu bananowiec jest, liści sporo, nawet banany są ale jeszcze niedojrzałe. Zapakowałam rybę z przyprawami do liści, owinęłam sznurkiem w paczuszki i do garnka. Wyszło bardzo dobrze. A do tego pieczone słodkie ziemniaki z dynia. No i coś zielonego - pakczoy (taka chińska kapusta) smażona z czosnkiem. Total egzotyka w 20 minut!

poniedziałek, 22 listopada 2010

Piekolaki

Czyli po prostu "przedszkolaki" - chłopczyki byli dzisiaj pierwszy, próbny dzień w przedszkolu. I o dziwo bez wrzasków płaczu za mamunią i tym podobnych. Naprawdę świetnie wypadli. Byliśmy na razie tylko dwie godzinki, załatwić wszelkie formalności i obgadać szczegóły z paniami przedszkolankami. W tym czasie chłopczyki grzecznie bawili się na placu zabaw razem z innymi dzieciakami, a potem razem z całą gromadka poszli coś zjeść i pobawić się w sali. Zostawiliśmy ich na chwile samych i obserwowaliśmy ich z sali obok. Bez problemów włączyli się do zabawy. Z dogadaniem też nie było większych problemów. Panie dostały karteczkę z fonetycznym zapisem najważniejszych słówek, a chłopczyki nie mieli większych problemów żeby zrozumieć o czym panie mówią, robili po prostu to co reszta dzieci. Przedszkole "Smarty Pants" jest malutkie - w grupie gdzie będą chłopczyki jest 10 dzieciaczków. Grupa nazywa się "kookaburras" . Nazwa bardzo adekwatna, Ha ha ha! Kookaburra to taki niewielki, baaaardzo głośny australijski ptak. Polecam poszukania gdzieś na googlach odgłosów kookaburry. To jest głosik!! Jutro zostawiamy chłopczyków samych w przedszkolu na trzy godzinki.


W nagrodę za dobre zachowanie potworki dostały deski surfingowe. Takie małe do zabawy na falach przy brzegu. Narazie świetnie się na nich pływa na trawie. Ale pozycja surfingowa już jest!!
 

niedziela, 21 listopada 2010

Nie pada. Hura!


Najpierw padało, potem lało, wczoraj lało i wiało, okropna pogoda. Dzisiaj w końcu trochę się wypogodziło. No chociaż nie pada, tyle starczy żeby wyjść z domu i wygonić potwory na podwórko. Przez te trzy dni deszczu naużerałam sie z nimi nieźle. Co tu robic w niedziele jak pogoda taka sobie. Mozna iść na spacerek do National Park. Na kapiele w oceanie za zimno ale pogrzebać w piasku można zawsze. I coś z kamyków ułożyć i patykami się pobawic.



piątek, 19 listopada 2010

Leje, leje, leje




Leje, leje, leje. Palmy smętne takie w tym deszczu, oklapnięte. Chłopczyki nudzą się w domu, albo taplają się w kałużach. Ale mamy i dobre wieści!!!! Social Security przyznało nam dofinansowanie do przedszkola!!!! od poniedziałku potworki idą do przedszkola "Smarty Pants"!!!! Hura!!!! na cztery dni w tygodniu. Zobaczymy jak to bedzie, jak sobie poradzą, no i czy ich juz po pierwszym dniu nie wyrzucą.

czwartek, 18 listopada 2010

18.11.!!!!

Urodzinki Adasia. Szkoda tylko że pogoda pokrzyżowała nam plany :-( Miał być piknik, jedzenie przygotowane, nawet torta zrobiłam. A tu leje. Chcieliśmy pojechać gdzieś nad brzeg oceanu. Tu wszędzie są świetne miejsca do pikniku - grillowanie i jedzenie na dworze to w Australii sport narodowy! Nie ma problemu z ławeczkami, stolikiem a nawet grillem gdzieś w urokliwym miejscu z pięknym widokiem na fale oceanu. Szkoda. Pogoda dziś deszczowa, od rana na przemian deszcz i trochę słońca. A do tego gorąco i duszno. Co spadnie zaraz paruje - wilgotność 100%. A popołudniu to już na dobre się rozpadało. Tylko żaby się cieszą.

środa, 17 listopada 2010

Polowanie


 
Z koszem na żaby! Co wieczór uzbrojeni w latarki wychodzimy z chłopczykami "polować" na żaby. Zazwyczaj znajdujemy tylko "przyjezdne" ropuchy. Przyjezdne bo nie są one rodzimym gatunkiem australijskim. Zostały sprowadzone z Azji na plantacje trzciny cukrowej żeby zwalczały szkodniki. Ale wyrwały się na wolność, a ponieważ są trujące i nie maja tu naturalnych wrogów straszliwie się rozmnożyły.
Mają tu z nimi duży problem, jest ich po prostu pełno. Nie można ich dotykać, bo mają jad na skórze. Chłopczyki mają frajdę wyszukując je i ganiając za nimi po trawniku. Dzisiaj udało nam się spotkać wyjątkowo ślicznego przedstawiciela płazów Australii - Tree Frog. Sympatyczna no nie? I można ją było pogłaskać!

wtorek, 16 listopada 2010

O roślinkach...

Wyobraźcie sobie że mieszkacie w szklarni! Taki mamy tutaj klimat. Wilgotność 99,9% .  Dziś na niebie gęste chmury i zero wiatru. Uff!!!!! Zaczyna się robić naprawdę gorąco. Z porannego spaceru wróciliśmy z chłopczykami spoceni i zziajani. A dreptaliśmy tylko powolutku droga po naszej dzielnicy. Wcale nie tak łatwo przy tej wilgotności wysuszyć pranie. Nic dziwnego że Queensland to Tropical Paradise - wszystko rośnie tu jak durne. No, teraz jest wiosna, często pada deszcz to i wszystko jest mocno zielone. Kiedy nadejdą letnie upały trochę się klimat "podsuszy" ale i tak będzie tu niezły hiumid. To wymarzone miejsce dla miłośników zieleniny (tropikalnej) i ogrodów. Sama zaglądam tu ludziom po ogródkach. Z europejskich roślin widziałam tylko róże. Cała reszta to rośliny które w naszym klimacie występują tylko jako rośliny domowe, doniczkowe. Tu okazują się wielkimi krzewami albo drzewami. Nie jestem fachowcem więc potrafię nazwać tylko parę z nich, ale bogactwo flory naprawdę powala. Począwszy od wielu gatunków eukaliptusów, olbrzymie (naprawdę!) fikusy,  jacarandy,  araukarie, palmy i całą masę innych cudacznych drzew, przez niezliczone odmiany hibiskusów, bugenwilli, jaśminów i wiele wiele innych których nazw nie znam.


To ogród naszych sąsiadów. Bardzo dbają o swój ogród.


Jasiek pod palmą. Nie wiem co to za palma ale liście ma ogromne!

No i trawniki!! Ogromnie powierzchnie trawników. I wszystko wykoszone.

Black Boy - śmieszna australijska roślinka

poniedziałek, 15 listopada 2010

:-)


CAUTION Australia! naprawde do góry nogami.

niedziela, 14 listopada 2010

Sunday





Super dzień był dzisiaj! Ale teraz jest już ciemna noc. Nasi gospodarze organizowali małe przyjecie z grlillem. Lepiej nic nie będe pisała bo po tej ilości szampana ( tu się mówi nszampuuuus) to same głupoty będą. Dzisiaj tylko fotki!

sobota, 13 listopada 2010

Znowu słońce!



W końcu poprawa pogody. I chociaż nad Cooroy chmury, nad samym wybrzeżem pięknie świeciło słońce. Dziś sobota, dzień targowy. Byliśmy na zakupach w Yandina  i w Eumandi. Chłopczyki koniecznie chcieli pobawić się na placu zabaw. W taki targowy dzień jest tu ogromna ilość dzieciarni, która świetnie się bawi. Tylko moje potwory stały uczepione maminych nogawek i bały się włączyć do zabawy. Nie mogą się z innymi dzieciakami dogadać wiec są strasznie zestresowani. Szymcio potwornie się bał niewiele starszego od siebie ciemnoskórego chłopczyka. Ale wieśniaki z tych moich potworów! :-( 
No i plażowaliśmy trochę ;-)

czwartek, 11 listopada 2010

Plac zabaw

Pogoda ciągle nieciekawa. Jest pochmurno, troche popadało. Adaśko kończy już instalowanie i organizowanie pracowni jubilerskiej w garażu. To znaczy że znika tam na cały dzień i tylko co rusz wyjeżdża do Cooroy po jakieś śrubki- pierdółki konieczne do przymocowania czegoś tam do czegoś tam. Chłopczyki szaleją. Nudzi im się strasznie w domu. No dzisiaj udało mi się na 30minut usadzić ich i była chwila spokoju. Bajki po polsku na Youtube daja rade ( dzieki Dorota!). Długo w domu nie wytrzymalismy. Zabrałam ich autem do Tewantin na plac zabaw. Całkowicie przypadkowo, z powodu obchodów "Remembrance Day" (świeto upamietniające poległych w czasie pierwszej wojny światowej) nie moglismy dojechać do naszego stałego placu zabaw. Musiałam popkrążyć troche wokół centrum i przypadkowo odkryliśmy zupełnie nowy SUPER plac! No jeśli chodzi o miejsca do zabawy dla dzieciaków to Australia ma naprawde dużego +. Zobaczcie sami:

Niesamowita konstrukcja z rur, drabinek, lin, zjeżdżalni, przejść, schodków, ścian wspinaczkowych, okienek, do tego ruchome kierownice, elementy do obracania, przesuwania. Obok huśtawka, karuzela, koniki-bujaki. Wszystko super zrobione, zadaszone, deszcz czy słońce w zabawie nie przeszkadza. Podłoże grubo wysypane drobno zmieloną korą więc upadki niegroźne. Jedyny minus tej kory, że po godzinie zabawy mam czarne dzieci. Najlepsze jest przecież rycie i tarzanie w tej korze, można sobie też do gaci wsypać pare kilo - i jest fajnie.

środa, 10 listopada 2010

Rozwiązanie zagadki!

Żaba! :-))

Z pod palmy II



Nudnawo ostatnio. Pogoda taka se, popaduje troche i bez upałów. Adaśko kończy montować swój warsztat do jubilerki wiec jesteśmy skazani na siedzenie w domu. Jeepka zabrać mu nie możemy bo co chwila jeździ coś załatwiać. Chłopaki w domu nudza sie straszliwie. Przerobilismy już pare różnych zajęć plastycznych - lepienie, malowanie, wyklejanie itp. i niestety wszystko starcza na 10min. Szybko im sie nudzi. Jedyna rozrywka to popołudniowe wypady na plac zabaw do Cooroy lub Tewantin. Oni tam sobie skaczą i rozrabiaja a ja mam chwilkę na lekturę pod palmą.

Zgadnij co to????

niedziela, 7 listopada 2010

Dzień jak codzień

 Rano butla mleka.
 Adasko robi śniadanko. Kuchnie mamy maleńką, wystrój nieciekawy ale nie przeszkadza ;-).
 Weranda i ogród. Tutaj się spedza wiekszość czasu.
 Weranda. Tutaj się spedza wiekszość czasu. Tu się bawimy i jemy. Teraz śniadanko.