sobota, 6 listopada 2010

Yandina & Eumandi



 Miała być brzydka pogoda a tu dzisiaj piękne słońce!!! Hura! Jest sobota więc "dzień targowy". Jedziemy najpierw do Yandina na tamtejszy market. Jest wszystko - płody rolne wszelakie, starocie, ciuchy, klamociarnia, rośliny, domowe wypieki i wiele innych. Dla chłopczyków używane zabawki za 1$ ;-). Adaśko nakupował sobie młotków ;-) . A ja chciałam skompletować roślinki do doniczki z ziolami, ale niestety zanim wybralismy młotki i autka to roślinki już wykupili. Gorąco, pić sie chce. Kupujemy sugar cane juice - świeżutko wyciskanu sok z trzciny cukrowej. Sprzedawca na miejscu przycina wielką maczetą trzcinowe badyle, przepuszcza przez prase, troche lodu i gotowe. Pyszne, wszystkim smakowałe, a do tego chłopczyki zachwyceni maszyną, maczetą i całym procesem. Z Yandina ruszamy do Eumandi. To dopiero jest targowisko! Straszliwy tłok, trzeba pilnować chłopczyków żeby się nie zgubili, a to nie takie łatwe bo ich co rusz ciagnie do jakiegoś stoiska. Jest ceramika, tkaniny, handmade, biżuteria, pierdolety do domu, naturalne olejki i kmosmetyki i wiele innych. Do tego masarzyści, wróżki, zielarze, zespoły ludowe i cała masa cudów-wianków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz