sobota, 26 lutego 2011

Lecimy, lecimy, lecimy....

Podróż z końca świata. Trzy samoloty, cztery lotniska, trzy przesiadki... Z Brisbane lecieliśmy do Singapuru. Wylot o 14:50, wiec można było spokojnie wstać rano, zebrać cię , spakować do auta, jeszcze kawkę na tarasie w słoneczku wypić. O dojazd też nie trzeba się było martwić, po prostu pojechaliśmy własnym samochodem, a na lotnisku oddaliśmy Jeepka naszemu przyjacielowi Rybie. Lot do Singapuru liniami Cathay Pacific bardzo meczący ze względu na dzieciaki - przez całe siedem godzin lotu skakali nam po głowach, demolowali siedzenia i nudzili się strasznie. Telewizorki i piloty do nich przeszły ekstremalne testy odpornościowe. Tak jak i cierpliwość okolicznych współpasażerów. Ale trzeba pochwalić linie Cathay - bardzo lubię nimi latać - czysto, miło, stewardesy bardzo miłe i uśmiechnięte, jedzenie super i do wyboru, dobre białe wino  :-)) , osobne menu dla dzieci z bardziej "dzieciowym" jedzeniem. Bardzo duży wybór filmów (i bajek dla dzieci), nawet kilka ostatnich nowości (których niestety nie mogłam obejrzeć bo chłopczyki wariowali). Na lotnisku w Singapurze mieliśmy tylko dwie godziny do następnego samolotu - szkoda bardzo że dłuższe czekanie wypadła nam tym razem w Monachium, wolę azjatyckie lotniska. Są o wiele czystsze (w każdej!! ubikacji jest pani sprzątająca, wszystko jest wypucowane, pachnące i nie ma nawet paproszka na podłodze) wszędzie na podłogach jest wykładzina (hektary wykładziny a wszystko czyste) i zawsze można się gdzieś w jakimś kąciku położyć na płasko i odpocząć, no i to jedzenie i sklepy!!! Niestety tym razem szybka przesiadka i kolejny lot Lufthanzą do Monachium. Tym razem 13 godzin!!!!!!!!!!! Chłopczyki zasnęli (piętrowo - Jasiek na dwóch środkowych fotelach, Szymcio na podłodze w miejscu bagażu podręcznego. My tez staraliśmy się troszkę zdrzemnąć, o ile jest to możliwe przy siedzeniu na jednym półdupku, z niewielką ilością miejsca na nogi i jednoczesnym pilnowaniu czy Jasiek nie spada z foteli. Muszę tu się trochę poskarżyć na Lufthanzę - wypada kiepsko. Jedzenie marne, brak menu dla dzieci (a dzieci nie zawsze zjedzą to samo co dorośli), obsługa też kiepskawa, trzeba się było dopraszać o różne rzeczy, stewardesy fukające, kocyczki i podusie też takie lichutkie w porównaniu z Cathay a do tego zimno okropnie i zmarzłam straszliwie w czasie tego lotu. Lotnisko w Monachium też źle zorganizowane - nikt nic nie wie, musieliśmy się upominać o nasze wózki bo nikt nie był łaskaw ich z samolotu wystawić, potem żeby dojść do naszego terminala musieliśmy wyjść do ogólnej hali odlotów, a potem raz jeszcze przechodzić przez odprawę. Może dla normalnych podróżnych to nie jest takie ciężkie, ale dla nas z dwójką dzieci, dwoma wózkami i masą tobołów a do tego o 6 rano po meczącym locie to był duży problem. No i sześć godzin czekania na lotnisku na połączenie do Wrocławia. Chłopczyki demolowali lotnisko, my pochłanialiśmy kawę. Szybki lot do Wrocławia i.... witajcie na polskiej ziemi!!!!! Ale tu zimno!!!!! I "nie ma liściów"!!!!!

Chłopczyki na lotnisku w Singapurze - są kredki i orchideowy zakątek z basenem z karpiami.

1 komentarz:

  1. no i jak tam dzieciaki? Cieszą się ze są w domciu? :) GOSIA(Płock)

    OdpowiedzUsuń