piątek, 18 lutego 2011

Cały wczorajszy dzień przeleżeliśmy na plaży. Zostało nam tylko parę dni do wyjazdu. Parę dni Słońca, plaży i całej reszty. Musimy się nacieszyć do oporu. Zaczynam się już zabierać za pakowanie i sprzątanie - to do wyrzucenia, to dla Salvation Army, to wraca do Polski. Upycham szpargały w kuble, robię czystki w szafie. Chłopczykowe zabawki i książeczki (po angielsku) oddamy do przedszkola, polskie książki (znów jest ich sporo bo po trzech miesiącach dotarła paczka z książkami z Polski - statkiem płynęła!) do biblioteki w Domu Polskim w Brisbane, trochę ubrań i butów dla Salvation Army. Staram się jak mogę żeby odciążyć nasz bagaż. Adam zamienił trzy wielkie opalowe kamole na trzy prawie skończone rzeźby. Kamolki są mocno odchudzone, chyba tak źle nie będzie, ale to się okaże dopiero jak postawie walizy na wadze. I tak muszę uważać na wagę prezentów dla rodzinki i znajomych. Sama też nie mogę sobie przywieść tego co chciałam z Australii - przepięknej, drewnianej kuchennej deski. Za ciężkie..... Dzisiaj miałam dzień zakupowy - ganiałam po Noosa w poszukiwaniu "co by tu dla znajomych nabyć" No i nie jest łatwo... Nie lubię pamiątkarskich pierdół i badziewia. Starałam się znaleźć coś urzytkowego (albo coś co można zjeść!). No niestety z Australii to za bardzo nie ma co przywieść - do tego musi wytrzymać podróż i musi być lekkie!! Nie będzie breloczków z miśkiem koala, zamiast tego przywieziemy wam orzechy makadamia i mydełka eukaliptusowe.
A chłopczyki dzisiaj po przedszkolu mieli ocean w miniaturze, czyli michę z wodą. Też fajna zabawa!

1 komentarz: