piątek, 22 października 2010

Znów zielone.



Zielone, dużo zielonego. Tu wszystko rosnie i kwitnie. To co w Polsce jest małą roslinką w doniczce tu okazuje się być wielkim drzewem. A piękne ( i drogie) kwiaty jakie kupujemy w kwiaciarniach to poprostu zwykłe chwaściki co to po rowach rosną. Dzisiaj poprawa pogody. W końcu wyszło słoneczko i zrobiło się cieplej. Pojechaliśmy na wycieczkę do Brisbane - stolicy stanu Queensland. Adaśko miał do zrobienia zakupy w sklepie zaopatrzenia złotników. Spotkaliśmy się też z naszymi znajomymi w Polish Club ( Domu Polskim) - co dwa tygodnie w piątek można tu kupić polskie specjały. Jest więc chleb, wędliny, pączki i makowce, kiszone ogórki, PrincePolo i Krówki. Nam nie tak tęskno do tych rarytasów, wolimy krewetki i jagnięcine, ale chleba i wędlin troche nakupiliśmy. O ile tutejsze wędliny są ok, tak watowatego chleba nie da się jeść. No i na pierogach byliśmy ;-) Ruskie w Australii. Ha ha ha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz